Hemofilia. Rodzinna historia choroby (7): Kto jest kim, czyli pora zacząć od początku, choć opowieść zaczyna się od końca
By ułatwić Czytelniczkom i Czytelnikom poruszanie się po meandrach tej opowieści, spróbuję przybliżyć fragment naszej genealogii. Zatem sięgnijmy do poziomu pradziadków, Julianny z Gorgolewskich i Rocha Frykowskiego. Pradziadkowie mieli dziesięcioro dzieci. Jak to w ówczesnych czasach bywało, nie wszystkie dzieci przeżyły okres wczesnodziecięcy, wiek dorosły osiągnęło ośmioro.
I tu bardzo pomocną okazuje się kolejna zachowana fotografia portretowa, na niej prababka Julianna i jej dzieci. Niektóre. Zapewne zrobiona w studio fotograficznym, pozowana, jak rentgen zrobiona w trybie „proszę nie oddychać”.

Julianna i dzieci
Prababka siedzi trzymając na kolanach najmłodsze dziecię – Leokadię. Jej nie będzie pisane cieszyć się życiem, jeszcze przed ukończeniem drugiego roku życia uleci do aniołków, jak mawiała babcia. Po prawej stronie prababki najstarszy syn – Antoni, obok niego Franciszek, mój dziadek, przed nim Feliks, którego pamiętam jako pracownika pogotowia ratunkowego, a po lewej stronie prababki stoi Jan. Ten ostatni okaże się znaczący nie tylko dla fabuły tej opowieści. Były jeszcze inne dzieci, które nie trafiły na fotografię, urodziły się nieco później. To Zygmunt, który zostanie księdzem, Ludwik, który zniknie utopiony w Warcie, Rozalia troszcząca się o wszystkich, tylko nie o siebie i Prakseda, którą losy wojenne wypchną do Francji, gdzie założy rodzinę i do Polski powracać będzie tylko w odwiedziny.
Pradziadkowie mieszkali w tej części Ostrzeszowa, gdzie nieświadoma rodzinnej historii chodziłam na treningi sportowe. Przez cztery lata regularnie spędzałam czas na ziemi, która kiedyś należała do pradziadków. Zdaje się, że posiadali jakiś kawałek pola na przedmieściach, bowiem ciocia Rozalia opowiadała jak bolały ją plecy od pracy w ziemi, a wtedy babka, po której istnieniu nie znalazłam (jeszcze) śladów, deptała ją po plecach „by przeszło”. Obrazek jak z ubogich chińskich kantonów. Roch był bardzo patriarchalnym i władczym mężem i ojcem. Zawsze pierwszy rozpoczynał jedzenie, wszystko zależało od niego i jemu było podporządkowane. Brał udział w Powstaniu Wielkopolskim, potwierdzają to lokalne źródła i jego list, dość samochwalnie brzmiący. Roch pod koniec życia mieszkał na piętrze kamienicy, przy ul. Bohaterów Stalingradu 2 (obecnie Zamkowa). Przeżył swoją pierwszą żonę o 23 lata. Okazuje się bowiem, że żonaty był dwukrotnie. Gdy synowie zwracali mu uwagę, że nie powinien mieszkać z kochanką, powiedział, że ma 68 lat i potrzeby też ma. I się ożenił – wyjaśnia mi luki genealogiczne stryj Kajetan. Zmarł w 1958 r. Ciocia Janeczka dopowiada, że któryś z niesfornych kuzynów (podejrzewam mojego ojca i jego brata) zamknął ją z pradziadkiem nieboszczykiem samą w pokoju. Pradziadek nieboszczyk zresztą niepokojony był także przez inną latorośl – jego bratanka Tolka. Ten jednakże dobrowolnie schował się w pokoju, w którym łoże boleści ŚP. Rocha zastąpiono katafalkiem. Schował się tam, bowiem chciał zobaczyć, co jest w książce, którą ów nieboszczyk trzyma w rękach. Wtedy małego Tolka zaczęto szukać, on zaś schował się w szafie, a gdy teren był już wolny od szukających go kobiet, szybciutko z ukrycia wyszedł, książkę do nabożeństwa nieboszczykowi oddał i jakby nigdy nic wrócił do szukającej go nadal matki.
Tolek imię otrzymał po najstarszym synu Julianny i Rocha, Antonim. Tym, którego żywot zakończył się w Poznaniu, po drodze jednak był obóz koncentracyjny (jeszcze nie ustaliłam który), a trop – być może mylący? – znalazłam w 48. numerze Zeszytów Ostrzeszowskich wydawanych onegdaj przez Jana Grafa, gdzie Antoniego wymieniono jako straconego w obozie, co faktograficznie się nie zgadza. Tamże zresztą natrafiłam na ślad Janiny Frykowskiej, którą los zaprowadził do wrocławskiego więzienia i do Oświęcimia. Kolejna postać w historii rodu zagubiona i zapomniana (i o której nic w rodzinie nie wiadomo).

Antoni Frykowski
Antoni, jako najstarszy brat, był autorytetem dla młodszego rodzeństwa. Będąc wyjątkowo silnej budowy zatrudnił się w ubojni owiec, a dla krzepy i kondycji lubił sobie popić… jagnięcą krew. Rodzinne „odpominanie” odsłoniło jeszcze jeden wątek z Antonim związany. Otóż Antoni urozmaicił sobie swój żywot kochanką, jednakże postanowił w którymś momencie powrócić do żony. Podirytowana kochanka, która wiedziała o jego konspiracyjnej działalności, wydała go Niemcom. I tak z miłości do żony Antoni trafił pod gilotynę. Ślady poszukiwanej przeze mnie jego żony Zofii prowadzą do Szczecina, może tam odnajdę jego córkę?


Na zdjęciu: Roch i Julianna
 
                         
                                                     27 października 2022, B. Frykowska/Hemostaza.edu.pl,
                                27 października 2022, B. Frykowska/Hemostaza.edu.pl, 