Hemofilia. Rodzinna historia choroby (8): Na początku był Roch
Opis działalności mojej podczas powstania w roku 1918 w Ostrzeszowie.
Pisownia prawie oryginalna, dla wygody Czytelniczek i Czytelników nieco skorygowana.
Będąc na wojnie I. światowej na zachodzie we Francji dowiedzieliśmy się o rewolucji w kraju. Natychmiast opuściłem jako Polak szeregi armii niemieckiej, aby jak najprędzej powrócić do ojczyzny, gdzie udało mi się szczęśliwie powrócić. W dniu 16 listopada 1918 r. przyjechałem do rodzinnego miasta Ostrzeszowa, do domu wpadłem nie mając czasu się z wszystkimi przywitać, prędko się obmyłem i przebrałem, było to około godziny 10 tej, wieczorem wyszedłem do miasta, wstąpiłem do druha Andrzeja Konarskiego, do lokalu, i zapytałem się: - „Andrzej, co tu słychać?” – w tej chwili mnie Konarski poznał i mówi: „Ach, jak dobrze, żeś Rochu przyjechał, bo tu się tworzy banda złodziei.” Ja wtenczas poprosiłem o papier i piszę kolorową kredką odezwę do wszystkich żołnierzy powracających z frontu. Jutro, tj. 17. listopada odbędzie się w Sali Strzecha wiec. Byłem wielce zaskoczony, jak zobaczyłem Niesobskiego Leona, który wówczas był hersztem początku powstania, on właśnie obstawił całą salę swemi ludźmi, ilu ich było - dziś nie pamiętam, z karabinami, lecz my żołnierze się nie patrząc, co oni z nami chcą zrobić, wybraliśmy nowa Radę Żołniersko-Robotniczą i zaprowadzono porządek.
Nie trwało długo, daty nie pamiętam, przyjechali Niemcy, my jako tacy nie mieliśmy karabinów, bo początkowo rada nic nie zdobyła prócz 17stu karabinów z roku 1871. Był to dzień targowy, w którym Niemcy weszli.
Było bardzo dużo ludzi i dlatego Niemcy nie byli siebie pewni, gdyż było ich 12 stu chłopa. Ja widząc, co jest poszedłem do nich i porozmawiałem z nimi i bez żadnego strzału zdobyłem 12 karabinów i amunicję. Po odebraniu od nich wszystkiego zaprowadziłem ich do Biura Rady Żołniersko-Robotniczej, i w tem momencie jak wszedłem do biura – wybierano sześciu ludzi celem aresztowania niemieckiego majora, który miał się znajdować u Landrat (Starosty), byliśmy koło szkoły, kapitan Jerchel mówi do mnie: „Rochu, ty się wróć i idź do dr Hulewicza; dowiedz się, kto pozwolił zakwaterować się tam Niemcom.” Natychmiast wykonałem rozkaz i poszedłem do Hulewicza, pytam się doktora Hulewicza, jeszcze nie dokończyłem swojej mowy, a doktor Hulewicz mówi: „panie Frykowski Roch, żeby nie było w moim podwórzu krwi rozlewu.” Ja odpowiedziałem: „to już moja sprawa” i poszedłem w podwórze, patrzę stoją dwa wozy i dubeltowy posterunek. Podszedłem do nich, porozmawiałem z nimi, gdy się dowiedzieli, o co chodzi złożyli broń, - było 28 karabinów i trzy skrzynie amunicji.
Broń i amunicję odnosiłem z małoletnimi wtenczas chłopcami. Byli to Bacik Kazimierz, Jurkiewicz Franciszek. Obaj z Ostrzeszowa. Jak również wszystkich niemieckich żołnierzy odprowadziłem do Biura Rady Żołnierskiej i już po kilku godzinach było paru uzbrojonych 40 chłopa, wtenczas byliśmy pewni siebie. Reszta Niemców ustawionych w szyku bojowym stała na szosie w stronę Grabowa. I znów nie namyślając się długo poszedłem do swoich ludzi, których już miałem uzbrojonych, porozstawiałem po sieniach na ulicy Dworcowej mówiąc do nich: „druhowie nie pokazujcie się z bronią na ulicy, aby szwabów nie drażnić, ale gdy usłyszycie strzał, to wtenczas dajcie im tyle, co się zmieści.” Przychodzę do nich, zapytuję, kto tu jest z Rady Żołniersko-Robotniczej, przedstawia mi się grefrajter (st. żołnierz) huzar, pytam się go, gdzie chce jechać. On odpowiada „do Sycowa”, a uszykowani są na Grabów, więc wręcz przeciwny kierunek. Ja wtenczas odzywam się do niego w języku niemieckim „człowiecze do czego ty nosisz tę mapę przy sobie, daj ją, a ja ci pokażę, w którym kierunku leży Syców.” Ja orientowałem się dobrze i bez jego mapy, gdyż urodzony jestem w Ostrzeszowie. Jak również znam każdą dzielnicę Wielkopolski jak mało kto i bez mapy.
Wtem samem czasie przyjechali nam na pomoc powstańcy z Bukownicy ustawieni w szyku bojowym. Ja wtenczas pokazuję i mówię do Niemców „zobacz, co się robi!” ten jak to zobaczył Major i wskazuje na mnie palcami i mówi po niemiecku: „co ten łobuz tu robi, ja każę go zaraz aresztować.” Ja gdym to usłyszał, doskoczyłem do niego i urwałem mu epulet i mówię: „ty łotrze, [ nieczytelne] jeszcze epulety nosisz!” Major widząc , że z jego żołnierzy nikt go nie broni krzyczy o konia, a że i tego rozkazu mu nikt nie wypełnił, sam poleciał po konia i w nogi. Lecz z drugiej strony toru kolejowego wyskoczył Modrzyńki Andrzej, schwycił konia za cugle tak, że koń dęba stanął, a Major o mało co nie spadł z konia. Modrzyński urwał mu drugi epulet, wyrwał pistolet i nadpalcze [?]. Niemcy widząc co się robi, jak chłopstwo z bronią w ręku coraz więcej się zbliża, chcieli nam wszystko oddać, lecz niestety przyszło dwóch starszych obywateli, tj., Dyraka Jan, Dr […]tycki (?) i Dr Kledzik (?) zaczęli prosić i błagać, aby dać spokój, bo nam kamienice roztrzaskają. To i większość się na to zgodziła, musiałem i Ja [z dużej litery!] ustąpić puszczając ich w kierunku Kępna. Niedługo trwało, Niemcy zrobili wypad, przysłali szwadron kawalerii, wjechali do lasu zwanego stępnienium,(?) a stamtąd wysłali patrol 12 chłopa przeciw któremu naszych też było 12. Lecz niestety gdyśmy przyszli koło mleczarni, pozostało nas tylko 2, ja i Siwek Ignacy i tak we dwóch żeśmy tych 12 Niemców przepędzili. Dlatego nam tak szybko poszło przepędzać Niemców, bo kapitan Jerchał poszedł ze swoim oddziałem w kierunku owego lasu.
