17 listopada 2022, B. Frykowska/hemostaza.edu.pl, Aktualności

HEMOFILIA. RODZINNA HISTORIA CHOROBY (9): O babci obwinianej o hemofilię, czyli na początek ... Patentki

Nie chodzi tu bynajmniej o okulary bezramkowe, które taką właśnie nazwą potocznie bywają określane. Przywiozłam to słowo z Ostrzeszowa, gdzie próbowałam wyłuskać kolejne warstwy rodzinnej opowieści. I faktycznie dotarłam do kolejnych, nieplanowanych w tekście wydarzeń i osób. Ale o tym później. Najpierw o patentkach. Patentki były ważne. Były celem odwiedzin znajomych i sposobem na zarobek dla mojej babci. Były też okazją, by znudzone dzieciaki „poszły sobie pograć na fisharmonii” do sióstr Guzendowych, które w lokalu obok prowadziły wyszynk. W tymże lokalu bywał lokalny malarz, Antoni Serbeński. Wypróbowanym przez pokolenia artystów sposobem, za posiłki i trunki płacił obrazami.     

Natomiast babcia moja, Rozalia Frykowska z domu Gabryś, małżonka Franciszka, syna wspomnianego już Rocha, jako kobieta niezwykle praktyczną nie lubiła bezczynności. Dziadek Franciszek był krawcem garniturowym. Gdy singerowska maszyna do szycia była wolna od ciężkich, do poważnych celów służących tkanin, babcia zajmowała się tym, czego do końca pokazywać nie wypadało. I były to nie tyle tzw. niewymowne, co raczej nie do końca pokazywalne. Otóż babcia szyła rajstopy. Robiła to w czasach, gdy rajstop nie produkowano, nosiło się pończochy i ciepłe, barchanowe reformy, by nie przeziębić co wrażliwszych części ciała. Babcia z odnalezionych skrawków materiału uzupełniała tę część, która odróżnia pończochy od rajstop, czyli doszywała do pończoch coś w rodzaju bokserek. Ona niczego nie marnowała, wszystko się wszywało - wspomina pani Dolatowa, sąsiadka z czasów mojej wczesnej młodości, którą chciałam odpytać z interesującego mnie fragmentu przeszłości - tak ładnie potrafiła naprawić odzież, że wychodziło jej z tego niemal cerowanie artystyczne - dodaje. Babcia Rozalia potrafiła także nicować kołnierze. Wypruwszy odwracała je na drugą, schowaną przed światem stronę, starannie niklowanym żelazkiem przyprasowując na mokro tworzyła nowe zgięcia na regenerowanym kołnierzyku. Pomagałem jej przy duszach – wspomina Roman Dolata, który w dzieciństwie doświadczył szycia patentek przez moją babcię – ona grzała duszę w piecu kaflowym, w duszy była dziurka, haczykiem się ją wkładało i wyciągało. Sama też przekonywałam się często o krawieckich umiejętnościach babci. Gdy byłam mała, miałam szczególny talent do potykania się o wystające płytki chodnikowe, a co za tym idzie – do podartych rajstop i odrapanych kolan. Zanim po bliższym kontakcie z chodnikiem dotarłam do domu, najpierw wpadałam przerażona do babci, która stawiała mnie na stole i błyskawicznie naprawiała to, co ja przez nieostrożność zniszczyłam. Babcia Rozalia. Mistrzyni sztuki naprawczej w obszarze odzieżowym.

[fot. tato i maszyna do szycia]

Szukając śladów Zofii Frykowskiej, dzięki uprzejmości pani Mirosławy Rzepeckiej z Muzeum Ziemi Ostrzeszowskiej trafiłam na … Zofię Frykowską. Problem w tym, że ma syna, nie córkę. Z synem Zofii Frykowskiej się spotkałam, twierdzi on jednak, że to „inna raja”, inna gałąź. Tyle tylko, że w rozmowie wypłynął wątek hemofilii, w tej właśnie „innej raji”. Trochę dużo zbieżności: imię, nazwisko, terytorium i bardzo rzadka choroba w tle. Sprawdzam. Co się okazało? Opowiem niebawem.

HEMOFILIA. RODZINNA HISTORIA CHOROBY (9): O babci obwinianej o hemofilię, czyli na początek ... Patentki