25 lipca 2023, Bernadetta Frykowska | Hemostaza.edu.pl, Aktualności

Jak wygląda szczęście (18)

Niewielkie mieszkanie w starej kamienicy w sercu małego miasteczka. Ul. Bohaterów Stalingradu 2. Dziadek Franciszek stoi na schodach patrząc w kierunku rynku. Zawsze w garniturze, nigdy nie widziałam go ubranego inaczej. Zresztą, był w końcu krawcem garniturowym, pewnie to, co miał na sobie, uszył sam. Nie zapytałam go o to nigdy. Na mój widok zazwyczaj wyciągał portfel i zapraszał na lody, kiosk z lodami włoskimi był tuż obok. Uwielbiałam ten śmietankowy moment.

Dziś znalazłam pożółkłą małą fotografię. Niby nic się w niej nie dzieje, jest taka nadmiernie statyczna. Właśnie jednak w tym nic-nie-dzianiu-się tkwi siła tego zdjęcia. Dziadek przytulony do kaflowego pieca, obok niego moja babcia, też o ten sam piec plecami podparta. Ten sam piecowy narożnik, przytulony dziadek, przytulona babcia. Choć każde z drugiej strony ciepłodajnego mebla, czuje się jednak ich bliskość. Są tacy przytuleni razem, choć pomiędzy nimi piec. Uświadomiłam sobie właśnie, że jest to jedna z nielicznych zachowanych fotografii babci, tak wiele o niej mówiąca. Lekko uniesiony podbródek, nogi skrzyżowane dyskretnie, na wysokości stawu skokowego, dłonie złączone  - drobna silna kobietka.

Na pierwszym planie fotografii moi rodzice, choć mnie jeszcze pewnie w planach nie było. Mama nieśmiało przysiadła ojcu na kolanach, tato obejmuje ją czule ramieniem. Widać, że im dobrze ze sobą. Tyle miłości na tak niewielu metrach kwadratowych.

Intymna opowieść mamy z hemofilią w tle 

Wciąż chowam Cię pod powiekami, by śnić nasze sny. Tak pięknie ciągle jest. W moich snach o ogrodzie naszych rozkoszy. Niezapomniane uczucie, gdy rozchylałeś płatki mojego kwiatu. Znałeś dokładnie mapę mojego ciała. Każdy jego południk i równoleżnik. Wiedziałeś, w którym miejscu są lodowce, a gdzie wybuchają wulkany. Uczyłeś mnie Twojej topografii. Za każdym razem wydawało się, że już nie ma białych plam na naszej mapie, a jednak ciągle odkrywaliśmy nowe lądy i oceany. Swoją cudownością zaskakiwały nas samych i przenosiły w zupełnie inny wymiar rozkoszy. Tylko ta panna hemofilia czasami wyłaziła zza zasłony, naruszając bezpardonowo naszą intymność, ale tak naprawdę mieliśmy ją w nosie. Dawała Ci przynajmniej przewagę w pocałunku francuskim. „Malinki” tworzyć mogłeś tylko Ty. Twoje ciało mi na to nie pozwalało, mściło się bardzo długo nie znikającym śladem, kolorami tęczy przypominając o szaleństwach minionych nocy. 

Miałeś takie delikatne dłonie. Każdy Twój dotyk był jak muśnięcie motyla. Im delikatniejsze obszary zwiedzałeś, tym jeszcze bardziej stawałeś się subtelny. Ledwo i zarazem bardzo obecny. Motyle mają na skrzydłach taką mączkę. Gdy dotykałeś naszych sekretnych miejsc, robiłeś to tak jakbyś próbował chwycić motyla za skrzydełko, a zarazem nie chciał strząsnąć z niego tego magicznego pyłku, który mu skrzydełka chroni…

Twoje nieobecności, choć krótkie, były wiecznością. Ale to one właśnie sprawiały, że za każdym Twoim powrotem odkrywaliśmy się na nowo. Do lotu wzbijałeś moje motyle, pieszcząc moją kobiecość nie tylko słowami. Gdy zasnąć nie mogłeś, bo bolały cię kolana, wtulaliśmy się w siebie jakby Twój ból miał rozejść się na nas dwoje, podzielić na pół i chociażby takim podstępem nieco zmniejszyć. I wtedy zapraszałeś do igraszek pieszcząc mój kark, całując uszy. Przenosiliśmy się w inny wymiar przyjemności. Nasze rozkoszne noce były zawsze za krótkie. Bezmiłosne szpitalne dni dłużyły się w nieskończoność.

Są mężczyźni, którzy, uderzając w odpowiednie tony, potrafią wydobyć z kobiety niezwykłe brzmienie. Umiejętnie budzą, wzmacniają i rozwijają jej kobiecość. Prostym gestem, właściwym dotykiem, odpowiednim słowem otwierają kobietę przed nią samą. Są jak wprawni ogrodnicy, którzy wiedzą, czego potrzeba szczególnie pielęgnowanej przez nich roślinie. A ona pod ich okiem rozkwita tym, co w niej najpiękniejsze. Jak moja matka przy moim ojcu.

Jak wygląda szczęście (18)